Strona z tekstami, na które natykam się mniej lub bardziej przypadkowo i które jakoś zmuszają mnie do tłumaczenia. Właściwie szkice tłumaczeń, wersje robocze, nie ostateczne, do podzielenia się na bieżąco, nie do “prawdziwej” publikacji.
Franek Wygoda, tłumacz
☛ David Barber ☛ Chana Bloch ☛ Anne Carson ☛ Leonard Cohen ☛ H.C. Dodge ☛ Troy Jollimore ☛ W.S. Merwin ☛ John Minczeski ☛ Do śpiewania na Pesach ☛ Molly Peacock ☛ Sylvia Plath ☛ Sapphire ☛ Charles Simic ☛ We Shall Overcome ☛ Franz Wright
Echad mi jodea
O jedynym kto nam powie?
O jedynym ja wam powiem –
Jedyny – to nasz Bóg, Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg,
Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg – króluje w niebie i na ziemi.
A o dwóch kto nam powie?
A o dwóch ja wam powiem –
Tablic Przymierza – dwie
Jedyny – to nasz Bóg, Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg,
Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg – króluje w niebie i na ziemi.
A o trzech kto nam powie?
A o trzech ja wam powiem –
Praojców naszych trzech
Tablic Przymierza – dwie
Jedyny – to nasz Bóg, Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg,
Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg – króluje w niebie i na ziemi.
O czterech kto nam powie?
O czterech ja wam powiem –
Pramatki cztery są
Praojców naszych trzech
Tablic Przymierza – dwie
Jedyny – to nasz Bóg, Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg,
Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg – króluje w niebie i na ziemi.
O pięciu kto nam powie?
O pięciu ja wam powiem –
Bo Tora ksiąg ma pięć
Pramatki cztery są
Praojców naszych trzech
Tablic Przymierza – dwie
Jedyny – to nasz Bóg, Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg,
Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg – króluje w niebie i na ziemi.
O sześciu kto nam powie?
O sześciu ja wam powiem –
Miszny porządków sześć
A Tora ksiąg ma pięć
Pramatki cztery są
Praojców naszych trzech
Tablic Przymierza – dwie
Jedyny – to nasz Bóg, Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg,
Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg – króluje w niebie i na ziemi.
O siedmiu kto nam powie?
O siedmiu ja wam powiem –
Szabat co siedem dni
Miszny porządków sześć
A Tora ksiąg ma pięć
Pramatki cztery są
Praojców naszych trzech
Tablic Przymierza – dwie
Jedyny – to nasz Bóg, Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg,
Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg – króluje w niebie i na ziemi.
O ośmiu kto nam powie?
O ośmiu ja wam powiem –
Obrzezanie w ósmy dzień
Szabat co siedem dni
Miszny porządków sześć
A Tora ksiąg ma pięć
Pramatki cztery są
Praojców naszych trzech
Tablic Przymierza – dwie
Jedyny – to nasz Bóg, Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg,
Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg – króluje w niebie i na ziemi.
Kto o dziewięciu powie?
Ja o dziewięciu powiem –
Dziewięć to ciąży czas
Obrzezanie w ósmy dzień
Szabat co siedem dni
Miszny porządków sześć
A Tora ksiąg ma pięć
Pramatki cztery są
Praojców naszych trzech
Tablic Przymierza – dwie
Jedyny – to nasz Bóg, Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg,
Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg – króluje w niebie i na ziemi.
Kto o dziesięciu powie?
Ja o dziesięciu powiem –
Bo Przykazań dziesięć jest
Dziewięć to ciąży czas
Obrzezanie w ósmy dzień
Szabat co siedem dni
Miszny porządków sześć
A Tora ksiąg ma pięć
Pramatki cztery są
Praojców naszych trzech
Tablic Przymierza – dwie
Jedyny – to nasz Bóg, Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg,
Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg – króluje w niebie i na ziemi.
O jedenastu kto powie?
O jedenastu powiem –
Że jedenaście gwiazd
Józefowi śniło się
Przykazań dziesięć jest
Dziewięć to ciąży czas
Obrzezanie w ósmy dzień
Szabat co siedem dni
Miszny porządków sześć
A Tora ksiąg ma pięć
Pramatki cztery są
Praojców naszych trzech
Tablic Przymierza – dwie
Jedyny – to nasz Bóg, Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg,
Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg – króluje w niebie i na ziemi.
Kto o dwunastu powie?
Ja o dwunastu powiem –
Dwanaście plemion – Lud
I jedenaście gwiazd
Przykazań dziesięć jest
Dziewięć to ciąży czas
Obrzezanie w ósmy dzień
Szabat co siedem dni
Miszny porządków sześć
A Tora ksiąg ma pięć
Pramatki cztery są
Praojców naszych trzech
Tablic Przymierza – dwie
Jedyny to nasz Bóg, nasz Pan-nasz Bóg, nasz Pan-nasz Bóg
nasz Pan-nasz Bóg, nasz Pan-nasz Bóg – króluje w niebie i na ziemi.
Kto o trzynastu powie?
Ja o trzynastu powiem –
Trzynaście cech ma Bóg
Dwanaście plemion – Lud
I jedenaście gwiazd
Przykazań dziesięć jest
Dziewięć to ciąży czas
Obrzezanie w ósmy dzień
Szabat co siedem dni
Miszny porządków sześć
A Tora ksiąg ma pięć
Pramatki cztery są
Praojców naszych trzech
Tablic Przymierza – dwie
Jedyny – to nasz Bóg, Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg,
Elochejnu, nasz Pan nasz Bóg – króluje w niebie i na ziemi.
Had Gadia
Had Gadia i Awadim Hainu Drukuj
Had gadia,
Tata kupił małą kózkę – had gadia, had gadia!
Tata kupił małą kózkę
Zapłacił za nią dwa zuzki – had gadia, had gadia!
Przybiegł kotek i zjadł kózkę
Zakupioną za dwa zuzki – had gadia, had gadia!
Skoczył pies i kotka ugryzł
co zjadł kózkę za dwa zuzki – had gadia, had gadia!
Kij samobij wnet psa obił
co gryzł kotka, co zjadł kózkę
zakupioną za dwa zuzki – had gadia, had gadia!
Ogień wybuchł i kij spalił
co psa obił, co gryzł kotka,
co zjadł kózkę za dwa zuzki – had gadia, had gadia!
I spadł deszcz i zalał ogień
co kij spalił, co psa obił,
co gryzł kotka, co zjadł kózkę
zakupioną za dwa zuzki – had gadia, had gadia!
Przyszedł wół i wodę wypił
co zalała tamten ogień,
co kij spalił, co psa obił,
co gryzł kotka, co zjadł kózkę
zakupioną za dwa zuzki – had gadia, had gadia!
Rzeźnik przyszedł wołu zabił
tego co tę wodę wypił,
co zalała tamten ogień,
co kij spalił, co psa obił,
co gryzł kotka, co zjadł kózkę
zakupioną za dwa zuzki – had gadia, had gadia!
No a anioł śmierci zabił
rzeźnika, co wołu zabił,
tego co tę wodę wypił,
co zalała tamten ogień,
co kij spalił, co psa obił,
co gryzł kota, co zjadł kózkę
zakupioną za dwa zuzki – had gadia, had gadia!
A Błogosławiony zabił
tego co rzeźnika zabił,
tego co to wołu zabił,
tego co tę wodę wypił,
co zalała tamten ogień,
co kij spalił, co psa obił,
co gryzł kotka, co zjadł kózkę
zakupioną za dwa zuzki – had gadia, had gadia!
Awadim Hainu
Awadim hainu hainu
L’Paro beMizraim, beMizraim
Awadim hainu l’Paro beMizraim beMizraim
Awadim hainu l’Paro beMizraim beMizraim l’Paro beMizraim beMizraim
Awadim hainu, hainu
Ata b’nei chorin b’nei chorin
Awadim hainu Ata, ata, ata b’nei chorin
Awadim hainu Ata ata b’nei chorin b’nei chorin, ata ata b’nei chorin b’nei chorin.
W niewoli byliśmy w niewoli
W niewoli faraona w Micraim
W niewoli byliśmy – w niewoli faraona w kraju Micraim
W niewoli byliśmy – w niewoli faraona w kraju Micraim, w niewoli faraona w kraju Micraim.
W niewoli byliśmy w niewoli
A teraz wolny jest nasz lud nasz wolny lud
W niewoli byliśmy – a teraz wolny jest nasz lud nasz wolny lud
W niewoli byliśmy – a teraz wolny jest nasz lud nasz wolny lud, a teraz wolny jest nasz lud nasz wolny lud
=============
Leonard Cohen
CHCESZ BY BYŁO CIEMNO
Jeśli Ty rozdajesz karty to mnie nie ma w grze
Jeśli Ty przywracasz zdrowie, ja w cierpieniach drżę
Jeśli Twoja chwała, mój musi być wstyd
Chcesz by było ciemno —
Zdusimy płomień dziś
Wysławiane, uświęcone święte imię Twe
Zniesławiane, krzyżowane w ludzkiej formie jest
Płonie tysiąc świec o pomoc która nie chce przyjść
Bo chcesz by było ciemno —
Hineni, hineni
Panie, otom jest
Choć ta sama to historia
Jest kochanek w niej
Ululanka na cierpienia
I paradoks przejść
Bo jest zapisane w Piśmie
I to nie są słowa czcze
Że chcesz by było ciemno —
Zdusimy płomień dziś
Ustawiają więźniów w szereg
I strażnicy biorą cel
Ja walczyłem z demonami
Co słabo gnębiły mnie
Nie wiedziałem że mi było wolno męczyć i zabijać też
Bo chcesz by było ciemno
Hineni, hineni
Panie, otom jest
Wysławiane, uświęcone święte imię Twe
Zniesławiane, krzyżowane w ludzkiej formie jest
Płonie tysiąc świec za miłość która nie chce przyjść
Bo chcesz by było ciemno —
Zdusimy płomień dziś
Jeśli Ty rozdajesz karty zwolnij mnie z tej gry
Jeśli Ty przywracasz zdrowie, ja w cierpieniach drżę
Jeśli Twoja chwała, mój musi być wstyd
Chcesz by było ciemno —
Hineni, hineni
Hineni, hineni
Panie, otom jest.
WE SHALL OVERCOME
Jutro jest już dziś,
Jutro jest już dziś,
Jutro jest już dziś – to wiem!
Oh, dobrze to wiem
I wierzę że,
Nasze jutro jest już dziś!
Nie, nie jestem sam,
Nie, nie jesteś sam,
Nie, nie jesteś sama – już dziś!
Oh, dobrze to wiem
I wierzę że,
Nie jesteśmy sami – już dziś!
Podaj mi swą dłoń,
Podaj mi swą dłoń,
Podaj mi swą dłoń – już dziś!
Oh, dobrze to wiem
I wierzę że,
Podasz mi swą dłoń – już dziś!
Rusza dziś nasz marsz,
Rusza dziś nasz marsz,
Rusza dziś nasz marsz – już dziś!
Oh, dobrze to wiem
I wierzę że,
Rusza dziś nasz marsz – już dziś!
Znów będziemy razem,
Znów będziemy razem,
Znów będziemy razem – to wiem!
Oh, dobrze to wiem
I wierzę że,
Znów będziemy razem – to wiem!
Znowu będzie pokój,
Znowu będzie pokój,
Znowu będzie pokój – wśród nas!
Oh, dobrze to wiem
I wierzę że,
Znowu będzie pokój wśród nas!
==========
John Minczeski
MĘCZEŃSTWO
Męczennicy nie umierają. Żyją by stwarzać sobie podobnych
Sumienia mieszkają za bezimiennymi oknami
W zarwańskiej dzielnicy. Trudno znaleźć właściwe.
Można dzwonić i dzwonić i nikt nie odbiera. Nigdy
Nie jest zajęte. Meczennicy wspinają się jednym zboczem
Góry a schodzą drugim. To jest świat
Pełen niebezpieczeństw, ukrytych rozpadlin, lawin
I tak cudownie piękny że aż czasem chcą
Na miejscu umrzeć. Jednak wytrwale znoszą
Przeciwności i pośmiertną sławę
Z jej gorzkim posmakiem, uczucie patrzenia
Jakby wprost w nieskończoność, od czego stają się
Radośni jak na bani. Taszczą ze sobą całe kilometry lin
Do schodzenia. Tylu męczenników Tyle lin. Tyle
Wspinaczki i zejść. Choć tak trudna, ich praca
Nie ustaje. Tymczasem sumienie gotuje jajko.
Smaruje wodą zeschniętą skórkę i smaży ją na patelni
By się dała żuć. Być może pójdzie dziś na targ,
Ale może zaczeka do jutra.
The New Yorker
16 maja 2016
Anne Carson
O. DUNAJU
To było tak ktoś.
Raz napisał referat o rzece ściśle mówiąc o.
Dunaju i ten referat gdzieś się zapodział po.
Tym jak został wygłoszony na jakiejś drugorzędnej.
Konferencji hölderlinowskiej gdzie obiecywano.
Że będzie opublikowany obietnicy nie dotrzymano i to.
Też był powód rozczarowania choć lata.
Przeszły nim się (nie).
Okazało tymczasem jak mówię.
Referat przeszedł zmiany.
Mieszkania.
Notatnika układu książek w bibliotece domowej przeniesienie.
Do komputera zmianę komputera kradzież.
Komputera sami wiecie jak jest z tą archeologią.
Wiedzy i przy tym.
Wszystkim on zmienił.
Mnie i teraz od swojej nowej żony.
Pisze czy przypadkiem nie znalazłaś.
Gdzieś tego starego referatu o Du-.
Naju, który się.
Zapodział Ja.
Odpowiadam Nie jednak nie.
Mogę się powstrzymać od myśli No tak.
Teraz to nabrało wymiarów mitologicznych teraz będziemy.
Słyszeć W-.
Ciąż srebrzyściedzyńdzyniący.
Bulgot tego rewelacyjnego referatu burzącego zraszającego Wy-.
Wracającego odkrywającego na nowo hölderlinowskie.
Śpiskały w głębi wszystkich naszych.
Snów.
Gdy przemknęła mimo.
(Cytat na końcu wiersza pochodzi z poematu Shelleya „Maska anarchii”)
KRÓTKI WYKŁAD O ZIOŁACH
Cesarz rozważa opcje. Jakże mu brak rytmu kampanii, szybkiego galopu wśród lasów we mgle, jachania stępa i gryzienia ciecierzycy, precyzyjnego zabijania, niezwykłych małych ziół z rubieży do kolekcji, nowych gorzkawych zapachów. Wstaje. Mówi – aresztować posłów.
(2013)
CÓŻ RZEC O CAŁOŚCI
Cóż rzec o całości. Powinna być mniejsza. Na tyle mała żeby coś o niej powiedzieć. Ludzie. A co jeśli faceta, którego wieszasz za kciucki już ceból ostry tłucze w piersiklacie? Uważasz że sam sobie winien? Naprawdę trzeba mu pogorszyć? Myślisz, że jesteś kochany? Oczywiście to różne pytania. Jak zdechłe łososie i wyciek odpadów z kopalni miedzi, dwie różne sprawy. Więc te różnice, to znieczulenie, trzeba by się nad tym trochę zastanowić. Ludzie. Co da się kontrolować? Niedobre pytanie.Czy jak się wszystko uważa za kryzys nie gubi się realności czasu, który tak śmiesznie kapie po łezce łezka. Gdzie tu zacząć? Najlepiej od środka (a czemu?) żeby nie skończyć tam gdzie na przykład skończył się raport w sprawie tortur po tylu latach pracy. Trzeba wiedzieć czego się chce, wiedzieć co się myśli, wiedzieć gdzie się idzie. Nowy Jork, w rzeczy samej. Oto jesteśmy. Ciężarówki rozbijają się obok. Czy też to kolejny szereg dzwi zatrzaskiwanych przez bogów? Cali są mokrzy, ci bogowie, z podkulonymi nogami na swoich tronach jak gdyby nie wiedzieli czemu to się dzieje. Żałosne podstarzałe fircyki.
The New York Review of Books, 25 luty 2016
NIE TA NORMA
Nie ta noc, nie to miasto, nie ten film, nie te karetki na sygnale przejeżdżające i znikające nie ten dialog nie tej Normy Desmond, nic nie może być bardziej nie tak jest w tym samym wieku co ja ta przygarbiona ruina z nalanym podbródkiem, wyłączam ją, zjadam zupę, czytam książkę. Myśli wpadają i wypadają. Nikt nie dzwoni. Czuję się bezpiecznie ale to się szybko skończy. Uciekam w przeszłość, dwadzieścia lat temu czyż nie można było być czystą? Zamknąć drzwi i myśleć tylko o jednym, ksieżycu, krawężnikach, Etrurii. Ja i tak wygrywa. „J” w ja wygrywa. Strasznie lubiłam pisać na tablicy w szkole pisane „j”, za każdym razem trochę inaczej, każda muszelka na plaży, czy w ogóle jeszcze mają tablice w szkołach, czy jeszcze uczą pisanego, nie mogę się doczekać rana. Niedziela rano na Trzeciej Zachodniej to moja ulubiona pora. Żadnych samochodów. Nagie gałęzie. Świt zielonkawy i zimny a na dachu naprzeciw legendarne wieże wodne Nowego Jorku, gigantyczna biała smuga dymu Miltonuje w niebo.
(wrzesień 2016)
David Barber
Mądrości Yogi Berry
(Yogi Glosa)
Większości z tego co powiedziałem nigdy nie powiedziałem.
Połowy z tego co powiedziałem nigdy nie powiedziałem.
Naprawdę nie powiedziałem tego co powiedziałem,
Ale jak mówicie, że powiedziałem, to pewnie powiedziałem.
Nie powiedziałem połowy tego co mówicie, że powiedziałem,
Chyba że powiedziałem bo o tym czytaliście.
To prawie jakby nikt nie słyszał jak powiedziałem
Jak nie umiecie go podrobić to go nie kopiujcie.
Większości z tego co powiedziałem nigdy nie powiedziałem,
Ale zawsze mówiłem nigdy nie mów nigdy,
Bo jak już człowiek wejdzie na rozstaje
To musi iść dalej. Przyszłość to nie to co niegdyś.
Powiedziałem wprost i jeszcze raz powtarzam:
Nigdy nie powiedziałem większości tego co powiedziałem.
Zawsze mówiłem jak się za mnie gada
Byle co w waszych głowach to na łapu capu.
Kto powiedział że człowiek wart tyle ile jego słowo?
Przecież połowa z tych klamstw o mnie to nieprawda.
Nie moglem powiedzieć wszystkiego co powiedziałem,
Choć czasami i tak mówię, że powiedziałem.
A może to co mówicie że powiedziałem było na zamówienie
A może tylko w myślach czytacie moje myślenie.
Tu wcześnie robi się późno. Znowu od nowa
Deżawu. Czy to przez moje mówienie?
Nic się nie kończy zanim się nie skończy. Powiedział
Jeden wróżbita, niech będzie, że to byłem ja.
Nigdy nie powiedziałem większości z tego co powiedziałem,
Ale jak ja nie powiedziałem, to kto jak nie ja?
Dziewięćdziesiąt procent meczu to myślenie na pół gwizdka.
I jak się dobrze patrzy można sporo zauważyć. Może nie?
Mówcie co chcecie, ja mówię mówmy pomyłka,
Jakby świat był doskonały, nie byłby o nie.
Atlantic Monthly, październik 2015
(Yogi Berra, właść. Lawrence Peter Berra, 1925-22/09/2015, jedna z największych sław amerykańskiego profesjolalnego bejsbolu, zawodnik i trener. Poza boiskem znany był z powiedzonek i malapropizmów, zwanych “yogiizmami”).
==========
Chana Bloch
Beaux Arts
Wiedzieli też conieco o rozkoszy,
owi malarze – świetnie rozumieli,
że może być
z najprostszych elementów, ledwie śladu
wody lub światła.
Dajmy na to L’Origine du monde Courbeta:
Rozkopana pościel
i tłustawe uda kobiety
wpoprzek płótna, rozchylone ku tobie
gdy podchodzisz
Coubert obserwuje swój akt z pilnością
kochanka. Daje ci zobaczyć
w rudawym futerku
na skraju ciała
krztynę wilgoci,
jak w źrenicy plamkę bieli
co rozświetla wzrok.
==========
Charles Simic
W ŚNIEGU
Ślady kogoś kto się zgubił,
Z ponurą determinacją
Ślepo błądzi
Po lesie,
Liże rany,
Depcze śnieg,
Ciągle idzie,
Samotny zagubiony,
W rosnącej grozie,
Bez wyjścia,
W każdą stronę źle,
Dla siebie samego zagadka.
The New York Review of Books, nr 10/64, 8 czerwca 2017
NIESKOŃCZONE
Nieskończone ziewa i ziewa
Czyżby było śpiące?
Czyżby tęskniło za Pitagorasem?
Za żaglami trzech statków Kolumba?
Czyżby szum morza przypominał mu o sobie?
Czyżby z kieliszkiem wina siadało pofilozofować?
Czyżby nocą zaglądało do lustra?
Czyżby miało walizkę pełną pamiątek upchniętą gdzieś głęboko?
Czyżby lubiło leżeć w hamaku i słuchać jak mu na ucho wiatr szepcze banialuki
Czyżby wchodziło do pustego kościoła by zapalić na ołtarzu pojedynczą świecę?Czyżby miało nas za robaczki świętojańskie grające w chowanego na cmentarzu?Czyżby myślało że nadajemy się do zjedzenia?
W ZADZIWIENIU
Kogoś albo coś przeklinałem
Całą noc przewracając się w łóżku –
Tak mi powiedzieli choć ja w ogóle
Nie pamiętałem kto to mógł być, więc
W zadziwieniu gapiłem się przez okno.
Szron tak ślicznie okrywał krzaki
Jak lameta choinkę kiedy
Pojawiło się czarne jak karawan limo.
Zatrzymywało się przy wszystkich
Skrzynkach na pocztę jakby szukając nazwiska
Nie znalazło i odpędziło w dal
Z piskiem opon jak kwik prosiaka,
Podnoszonego w górę przez rzeźnika.
The New Yorker
11 kwietnia 2016
DZISIEJSZY JADŁOSPIS
Proszę pana, mamy tylko
Pusty talerz i łyżkę
Do pośpiesznego przełykania
Wielkich kęsów nicości
I żeby to brzmiało jakby
Pan jadł gęsty ciemny gulasz,
Gorący parujący
Z pustego talerza.
BIAŁY LABIRYNT
Czeka na ciebie
Na każdej niezapisanej kartce,
Więc się strzeż potwora
Co go pilnuje i niewidzialny
Rzuci się na ciebie
Zbrojny jak ty, tylko w pióro.
I uważaj na tę
Spieszącą ci na pomoc dziewczynę
Z bystrym dowcipem i kłębkiem nici
Co cię za nos poprowadzi
Z jednego labiryntu w drugi.
The New York Review of Books
5 Marca 2015
SŁOWNIK
Może gdzieś w nim jest słowo
na opisanie świata dzisiejszego ranka,
słowo na to jak poranne światło znajduje
przyjemność w przeganianiu ciemności
z bram i okien wystaw.
I jeszcze inne, na to jak zawisa
nad parą okularów w drucianej oprawie,
której wczoraj w nocy ktoś pozwolił upaść
na chodnik po czym ślepo się zataczając odszedł
gadając do samego siebie albo ze śpiewem na ustach.
The New Yorker
1 lipca 2013
KIEDY PÓJDZIESZ ZA PAGÓREK
Zobaczysz krowy na pastwisku
I może kurę albo żółwia
Jak leniwie przechodzi przez drogę,
I staw do którego raz chłopiec
Wepchnął dziewczynkę co nie umiała pływać,
I dużo wielkich klonów i dębów
Dających mnóstwo cienia w którym można się położyć,
I konarów na których można się powiesić
Gdyby naszła ochota
Jakimś sennym popołudniem wieczorem
Gdy coś ucisza ptaki,
Jedyna w miasteczku latarnia
Zapewnia towarzystwo paru ćmom,
A wystawiony na sprzedaż wielki stary dom
W niektórych oknach ma wybite szyby.
The New York Review of Books
9 Maja 2013
W.S. Merwin
OBCY
(według legendy Guarani zapisanej przez Ernesto Moralesa)
Pewnego razu w dżungli znalazł się ktoś
kto nigdy przedtem tam nie był
był podobny do małp ale wyższy
i nie miał ogona i nie miał tylu włosów
stał i chodził tylko na dwóch nogach
i kiedy tak szedł usłyszał głos Ratunku
spojrzał i zobaczył węża
dużego węża w środku kręgu ognia
ogień tańczył wokół
a wąż próbował się wydostać
ale gdzie by się nie obrócił był ogień
więc ten obcy nagiął pień młodego drzewka
i wspiął się na nie ponad ogniem aż
mógł wyciągnąć w stronę węża gałąź
a wąż owinął się wokół gałęzi
i tak obcy wyciągnął węża z ognia
ale jak tylko wąż zobaczył że jest wolny
owinął się wokół obcego
i zaczął wyciskać z niego życie
obcy zaczął krzyczeć Nie Nie
przecież dopiero co ocaliłem ci życie
a ty mi odpłacasz tym że chcesz mnie zabić
ale wąż powiedział przestrzegam tylko prawa
a prawo mówi że kto czyni dobro
dostaje w zamian zło
i zaciskał swe sploty wokół obcego
ale obcy wołał Nie Nie
nie wierzę że takie jest prawo
wtedy wąż powiedział pokażę ci
pokażę ci trzy razy tak że sam zobaczysz
i dalej zaciskał swe sploty wokół szyi obcego
i wokół jego ramion i całego ciała
ale uwolnił mu nogi
Teraz ruszaj powiedział obcemu Idziemy
i wyruszyli w drogę i doszli
do rzeki a rzeka im powiedziała
czynię wszystkim dobro a patrzcie co
mi robią sprawiam że nie umierają z pragnienia
a oni tylko mieszają mi w mule
i zaśmiecają moją wodę martwymi rzeczami
wtedy wąż powiedział To jest jedno
obcy powiedział Chodźmy dalej i poszli dalej
i doszli do palmy caranda-i palmy życia
na pniu miała rany z których wyciekał sok
i palma jęczała czynię dobro
wszystkim i patrzcie co mi zrobili
daję im owoce i cień a oni mnie pocięli
i piją ze mnie aż umrę
wtedy wąż powiedział To jest drugie
a obcy powiedział Chodźmy dalej i poszli dalej
i doszli do miejsca gdzie usłyszeli jęki
i zobaczyli psa który trzymał łapę w koszu
a pies powiedział zrobiłem coś dobrego
i oto co z tego wynikło
znalazłem rannego jaguara
zaopiekowałem się nim a on wydobrzał
i jak tylko odzyskał siły
skoczył na mnie i chciał mnie pożreć
udało mi się uciec ale potargał mi łapę
schowałem się w jaskini aż odszedł
i tu w tym koszu trzymam
tykwę z mlekiem na moją ranę
ale wsunąłem ją za daleko i nie mogę dosięgnąć
czy mi pomożesz powiedział do węża
wężowi mleko bardzo zasmakowało
więc zsunął się z obcego i wpełzł do kosza
a kiedy był w środku pies zatrzasnął kosz
i zaczął z całej siły walić nim w drzewo
raz za razem aż wąż był martwy
i kiedy już wąż był martwy
pies powiedział do obcego Przyjacielu
uratowałem ci życie
a obcy psa zabrał do domu
i traktował go tak jak traktuje się psa
ŻYĆ Z WIADOMOŚCIĄ
Czy do tego przywyknę dzień po dniu
po troszeczku gdy przypływ nadciąga
coraz szybciej fale coraz większe
piętrzą się przełamują rekordy
to nie jest ten świat który pamiętam
aż w końcu ten dzień otwieram pudełko
które sam starannie spakowałem
a w nim ta twarz tak dobrze mi znana
w drobnych kawałkach gapi się na mnie
nic o niej nie ma na pierwszych stronach
tylko gdzieś w środku obok ogłoszeń
między czymś co zdarza się codziennie
komuś a dziś ktoś okazał się mną
i cóż mam zrobić kto mi poradzi
i jeszcze co na to powie doktor
sama wieczna cierpliwość nie starczy
więc nadzieją musi być światełko
The New Yorker
22 lipca 2014
DOBRANOC
Słodko śpij ma miłości
moja śliczna w ciemności
ta noc to nasz sen
jak wiesz jak wiesz
noc to sen jak wiesz
i miłość w ciemności
co twe kroki spowija
bezkresna jak wiesz
noc twe kroki spowija
cicho śpij ma miłości
bezkresna w ciemności
w miłości o której wiesz
DUSZYCZKA*
(według Hadriana)
Duszyczko mała wędrowniczko
niebogo
gdzie się teraz podziejesz
takaś bladziutka samotniutka
już się
z wszystkiego nie śmiejesz
Po raz pierwszy natknąłem się na ten krótki, tajemniczy wiersz chyba w czasie studiów. Przypisywany jest cesarzowi Hadrianowi (76-138 n.e.) i o ile mi wiadomo jego autorstwo nigdy nie było kwestionowane. A przecież zawsze mnie zdumiewało, iż wiersz tak artystycznie doskonały, bez skazy i tak poruszający mógłby być jedynym, który napisał. Choć może pisał wiersze przez całe życie, a tylko ten jeden ocalał, tylko ten jeden okazał się godny pamięci?
Od pierwszej lektury zapadł mi głęboko w pamięć toteż uważnie czytałem wszystkie jego tłumaczenia na angielski, na jakie się natykałem. Najbardziej mi się podoba przekład Dudleya Fittsa, ale zawsze wolę wracać do oryginału, tak jak każdy, kto zna łacinę.
Jakieś dziesięć lat po ukończeniu studiów przeczytałem powieść Marguerite Yourcenar „Pamiętniki Hadriana”, w której ten wiersz pojawia się wśród bogatej fikcji, niezapomnianej jako taka. A jednak tym, co wciąż pamiętam jest sam wiersz, mimo że nadal nie wiem w jakich okolicznościach powstał. Nie jestem też pewien do czyjej duszy wiersz się zwraca i o ile się nie mylę nikt inny też nie wie tego na pewno, choć oczywiście istnieją liczne hipotezy.
Od czasów studenckich param się tłumaczeniem poezji (w pełni świadom ograniczeń, całkowitej niemożliwości tego przedsięwzięcia), jednak nigdy nie przyszło mi do głowy by podjąć próbę importu tego małego diamentu. Ale w przeszłości moje wiersze nieraz przychodziły do mnie wywołane zdarzeniami przywodzącymi na myśl dobrze znane frazy łacińskie. I oto pewnego dnia niespodziewanie uświadomiłem sobie, że wiem jak te łacińskie frazy brzmiałyby po angielsku – gdyby były napisane po angielsku – i słowa przekładu, tak jak mi zabrzmiały, wydały mi się najwierniejsze z możliwych.
=========
Polszczyzna, jak przez nią pisać: przekręt z angielszczyzny poprzez Franka Wygodę*
Był piekarz, pieczywo piekł,
Był lekarz, chorych lekł,
Wróżył wróż,
Stróżył stróż,
A złorzekarz im złorzekł.
Był artysta, artystował,
Był statysta, statystował.
Kierownik nimi kierował,
Pułkownik nad nimi pułkał
A masarz masy masował.
Ogrodnik nie wszystko ogradzał,
Zawodnik nie wszystkim zawadzał,
Pisiarz pisiał i pisiał,
Ludwisarz Ludwisię ludwisiał
A zgodnik na wszystko się zgadzał.
Był raz cysorz, co życie miał klawe,
Był kawalarz, walił kawę na ławę,
Chlacz (chyba) chlał,
Łgacz (rybak) łgał.
No a rymarz tej bzdurze rym dał,
Redaktor ją zredagował,
A drukarz ją wydrukował,
Reżyser wyreżyserował,
Marynarz zamarynował.
Był też dekarz, ale się zadekował.
(por. inne przekłady tego wiersza: Jak nią przełżyć)
=======
Sylvia Plath: Trzy wiersze
GRZYBKI
Nocą ciem-
Niuśką bieluśkie, bardzo
Cichuśkie,
Nasze paluszki, noski,
W glebę wrastają
Powietrze chwytają.
Nikt nas nie widzi,
Nie wstrzyma, nie zdradzi–
Po kawałeczku.
Piąstki maleńkie
Drążą i drążą
Ściółkę liściastą
A nawet asfalt.
Młotki i różki
Ślepo i głucho
Całkiem bez szmeru
Wpychamy w szpary
Wbijamy w dziury. My
O wodzie żyjemy,
O okruszkach cienia,
Uwagi nie zwracamy, nie-
Dużo chcemy, tyle co nic.
A tyle tu nas!
A tyle tu nas!
Niczym stoły czy półki,
Usłużne, grzeczne,
I lekkostrawne,
Kręcimy, pchamy
Na przekór sobie.
I się mnożymy:
Już jutro
Nasz będzie cały świat!
Już z nogą w drzwiach!
KACZORÓWNA SCHODZI NA OBIAD
Nie nowicjuszka
W procederach skomplikowanych
Zażegnywania wrogości
Stołu sękatego i krzeseł powykrzywianych
Nowa pacjentka na oddziele
Z włosami w kok wysoki ostrożnie stawia kroki
Między skorupkami i kruchymi kolibrami
Ustawionymi tak jak każe tajny plan
I jak szara myszka stąpa
Przez łąkę z różo-kapustami
Co powoli rozdziawiają swe płatki-włochatki
By ją wessać wprasować
W dywanu wzór.
Jednym szybkim rzutem kątem oka
Od razu widzi z wysoka
Jak się zgubne igły jeżą na posadzce –
Ona omija ich zasadzkę
I w podstępnej atmosferze
Pełnej świetlistych odłamków
Rozbitego szkła
Staje na progu ledwie oddychając
Groźbę odpiera ostrz co czychają i kłów i
Boczkiem przestępuje
Z jednej kaczej łapy na drugą
I w martwy zaduch wstępuje
Szpitalnej stołówki.
Z BUZIĄ W CIUP
I oto nasza pannica
Podczas kurtuazyjnej kwietniowej przechadzki
Z najnowszym apsztyfikantem
Nagle zaskoczona, niepomiernie, nieznośnie,
Pstrym rozplotkowaniem ptaków
I spadłych liści kompostem.
Dotknięta do żywego notuje
Jak każdy gest lubego psuje delikatny balans powietrza
A nieopatrzny krok zmierza
W gąszcz paproci tudzież innych roślin,
Których płatki wprost niepoukładane
I w ogóle brudno w tej wiośnie.
Och, jakże tęskni, jak tęskni za zimą!
Z jej surowym i ścisłym przebiegiem
Czerni i bieli,
Lodu i kamieni – uczuć w określonych ramach.
Za oszronionym w sercu porządkiem
Precyzyjnym jak płatek śniegu.
A tu – gwałtowne pączkowanie
Tak dzikie, że w pospolity stan zmieszania
Wprawia wytwornego umysłu władz pięć –
Nie zniesie takiej zdrady! Dla idiotów
Takie bezładne się tarzanie w oszalałej wiośnie –
I wycofuje się z godnością.
Po czym wokół domu buduje
Preciw wszelkim możliwym burzom
Zaporę z kolców, strażnic i wież.
Że nie przedrze się żaden buntownik
Ani klątwą, ani siłą, ni groźbą,
Ani też z miłością.
========
Troy Jollimore
MOJA KSIĄŻKA
Kupiłem egzemplarz, ale nie była moja.
Ukradłem egzemplarz. Wciąż czułem
jakby jeszcze nie była moja.
Jakbym ja jeszcze nie był jej.
Więc zasiadłem by ją napisać. Kiedy słońce
założyło białą skórę księżyca a zrzuciło własną
moje palce popychały w piórze błyszczący atrament
na wskroś kartki. Na polach krowy
śpiewały swoje starożytne pieśni żałoby i godów
podczas gdy w pudełkach z ludźmi
ludzie zasiadali przed pudełkami. Wciąż
pisałem i choć nie rozumiałem
nawet neznacznego fragmentu tego
co mówił gęsty jak krew czarny atrament, wiedziałem
że jak będzie gotowe się
postarzeję, ten ponury glob się postarzeje
i na mojej półce zasiądzie moja książka, pomarszczony
gubernator starożytnej chińskiej prowincji
oceniający wszystko co mu podlega
łącznie ze mną, i osądzający.
The New Yorker
17 grudnia 2012
Molly Peacock
CZY KIEDYKOLWIEK UDAWAŁAŚ ORGAZM
UNIWERSYTECKIE KÓŁKO SEKSUOLOGICZNE
Wszystkie moje przyjaciółki gadały o seksie
i o wibratorach zamówionych w „Ogrodzie
Ewy” które przyszły wraz ze zdjęciami genitaliów
dwunastu różnych dziewczyn. Chcice dziewczyn
przewalały się wokół mojej głowy ich gadanina
o różnych pozycjach wzmagała się i wymachiwały
swoimi wibratorami – przedmiotami z czarnej gumy. W osłonie
ich gadatliwości przyglądałam się proporcjom
warg sromowych do łechtaczek – popatrz, zupełnie
jak moja, wargi jak grzebień kurczaka
pod zakapturzoną łechtaczką. „Słuchajcie,
spośród tych dwunastu zdjęć genitaliów, które
są wasze?” Nie mogłam ich zapytać. Szczęśliwa
że znalazłam zdjęcie takiej jak moja:
obrazek miał wszystkie włosy do tyłu i wystawiał
na pokaz łechtaczkę jak lwią paszczę
nad ciemnym słupem pochwy.
Boże, przecież to ja! (i inne, zreflektowałam się,
są inne takie same jak my, na całym świecie).
Jak zamówię wibrator to dostanę
mój własny obrazek. Pokażę go następnemu chłopakowi
nim się rozbiorę. „To jest to co dostajesz.”
I nie jestem jedyna, ani brzydka, jeśli to masz na myśli.
POWRÓT
Kiedy rozchylam nogi i pozwalam ci szukać
szukać mi w środku, szukać więcej, myślę
„Czego ty tam szukasz?” i czuję że to zostanie
ukryte przede mną, co by to nie było, nieruchome
albo gwałtownie się poruszające poza moją częstotliwością.
I ogłaszam, jesteś tajemnicą
przestaję się ruszać nieruchomieję
aż ty osiągniesz orgazm. Szczytowanie
to to o co głównie ci chodzi i jego skraj
do którego tak lubisz dochodzić i się cofać też
musi być częścią tego, parcie, budowanie napięcia, parcie
które mnie, zdumioną doprowadza na skraj mojego…
Chyba nie dostrzegam czegoś we mnie samej
co ty rozpoznajesz i czego szukasz. Klejnot
w głębi mojej groty chyba ci mówi, „Tak, możesz tu wrócić”.
REGUŁA
Zupełnie naga, z łonem całkiem siwym,
moja mama tłumaczy mi jak się masturbuje
pochylając się nad kanapą na której leżę
we śnie. Ale ja wiem jak! Spóźniłaś się!
Nazbyt często musimy czekać na przewodników.
Zupełnie naga, z łonem całkiem brązowym,
czy ją poproszę żeby się położyła, dumną
z tego że nigdy nie dotykała, nie mówiąc
o trzymaniu, obciąganiu czy lizaniu? Nie,
chociaż jeśli poczekam to być może przyjdzie
z własnej inicjatywy i będziemy uprawiać miłość.
Czy będziemy winne pożyczając miłość
od snu? A może ciekawość
uwolni nas od „Nie ruszaj się” i pozwoli nam być?
CZY KIEDYKOLWIEK UDAWAŁAŚ ORGAZM
Kiedy się denerwuje trudno tego nie robić.
Kiedy mam szczytować w jakoś
innaczej niż zwykle, poczuć
rozkosz na nowy sposób, zagubiona, nie wiedząc
jak wrócić do tego co pewne… gdzie te
tysiące tysiące kwiatów, które zawsze mijam?
purpurowy welwet a potem ostrość?
Nie mogę, nie mogę… zgaś gwiazdę
Jedny ruchem. Ciągle się świeci. Trzymasz mi głowę
Między nogami tak długo. Naprawdę
chcesz tam być? Cicho jęczę jak… to głupie…
i zaraz jestem zła. Mogłabym zgnieść twoją dzielną głowę.
„Chyba nie miałaś orgazmu, prawda?” Jasne że wiesz.
I choć próbuję kłamać, prawda wymyka mi się
prawie tak samo jak orgazm. I to „nie”
od którego powinien pęknąć świat, ale nie pęka, pada swobodnie.
ROZWAŻAM MOŻLIWOŚĆ
Smukła w talii, miękkoskóra i mimo siłowni
z wałeczkiem koło brzucha nad długimi kończynami
z muskułami na łydkach jak węzły „są piękne jak na twój wiek”
—schyl się do połowy goła i pokaż mi czerwoną połówkę
brzoskwini twoją cipę mi która zatrzaśnięta w klatce
zmagałam się z drzwiami próbując klucz po kluczu chichocąc
przy każdej nieudanej próbie, daj mi oprzeć kość mojego nosa
na brzoskwiniowym ciele i podnieść usta do dziury
kiedy ramionami sięgam odwróconych rozpadlin
twoich piersi i kiedy dotykam pomarańczowych koniuszków sutek,
wiedz że całe życie ciągnęło mnie do mężczyzn
a teraz, znów niezamężna, plotkując z moją mamą
która bez ogródek doradza że przecież zawsze są kobiety
i po wysłuchaniu docinków mojego psychoterapeuty
w związku z perspektywą naszego romansu (myśląc, że „tamten”
nigdy nie wywołał takiego śmiechu) daj mi dotknąć swojego przegubu
przy stole podczas obiadu i rozpocząć naiwne manewry
co doprowadzą mnie do trzymania twojej głowy głaskania
do tyłu twoich włosów jakby próbując kluczy w drzwiach i mój przegub
wreszcie obraca się wrażliwą stroną w górę kiedy odmyka się zamek.
(1995)
Sapphire
ŚWIROWANIE
A ja lecę
świruję,
jak mi się chce,
jak żołnierze po
plaży,
jakby mi ktoś
rzucił
piłkę.
Biodra przecinają
powietrze
jak opony
toczące się
po autostradzie,
wielkie & krągłe,
pożerają przestrzeń
Ameryki,
choć nigdy nie byłem
poniżej 42 ulicy.
To co poniżej
obce jak twarz
ojca,
obce jak zapach
cipy białej dziewczyny,
białych dziewczyn w autobusach,
białych dziewczyn w telewizji.
Mój świat jest
czarny & brązowy & zamknięty
dopóki go nie otworzę
kamieniem,
nie ochrzczę
krwią.
BOP BOP
CZZK
ta muzyka
mnie przenika
jak elektryczny kop,
mój pot to
rzeka płynąca
mi przez wątrobę
z nienawiści zieloną,
z żyłą na wierzch wywaloną
jak jutrzejszy dzień,
a mój chuj to
Empire State Building,
twoim strachem żywię się
jak szympans
ło ło
ło ye
ło!
Adidasy moje suną
jak sen biały
poprzez bruk
na świat patrzę cały
przez z kapustą słój
& maminy tłuszcz,
wrzeszczącej nie rusz tego
& nie rusz tamtego.
Krzyczę, że przywala
wielkim tyłkiem moją twarz
i pogrąża me marzenia
we w kółko tym samym.
Boję się odejść,
ale zostać to ból.
Ze skrzyżowanymi nogami siedzi
przed telewizorem
i zakazuje mi
i żywi
i ubiera
i kąpie w swojej brzydocie
wysoko wysoko w niebie,
na 17 piętrze blokowiska.
Z czeku z zapomogi kupuje mi adidasy za 85 dolców,
ale nie kupi mi ojca.
Piecze chleb z torebki,
kupuje mi kurtki,
za cztery stówy, ze skóry, jak mają wszyscy.
Noszę tylko najlepsze rzeczy, kolego!
Łańcuch ze złota czternastokaratowego
zdejmuję go gdy ruszam w kurs.
Spierdalaj czarnuchu!
Nikt nie tknie mojego złota!
Jestem Leroy
L-E-R-O-Y
orzeł złoty
mam czego trzeba
dupom
starym & młodym
wyszyj imię swe w sercu mym
chcę byś była ma
Raper D
Raper G
Raper JA
moje imię grom
z jasnego nieba
To co, że nie umiem czytać
miałaś mnie nauczyć
To ty jesteś pani od uczenia
a ja to małpa
czarna małpa
w białych adidasach
Ha-ha
rapuję
rapuję
rapuję
świruję
świruję.
Pani nauczycielka mnie się pyta
co bym zrobił
gdybym miał tylko 6 miesięcy
życia przed sobą.
To ja jej mówię, że bym ją pierdolił,
dilował dragi & świrował.
Moje biodra to parowozy
pchające mnie przez
poszycie Central Parku,
dżunglę.
Jak dorosnę
chcę być albo gliną
albo największym dilerem Harlemu.
Jest mi dobrze!
To jest świat dla ludzi,
i ja tu gram.
Jestem muzyką czarnych ludzi.
Zejdź mi z oczu smutna kurwo!
Nie, nie byłem dziś w szkole
& nie wybieram się jutro!
Lubię patrzeć w niebo
kiedy biegnę.
Moje ciuchy są nowe & lśnią,
zęby mi od złota świecą.
Jestem chyży jak wilk,
królika muszę mieć,
niebo się wali
wołając mnie po imieniu
Leroy Leroy.
Patrzę się
do gardła mi
podchodzi krew
Idą chłopaki
L. D., C. K. & Kurzatwarz!
Sie masz człowiek jak leci!
Mam księżyc
w gardle,
pamiętam jak Jezus
obciągał mi knota
za amboną.
Miałem wtedy 6 lat
kazał mi obiecać,
że nikomu nie powiem.
Jem kukurydziany chleb &
kapustę.
Noszę tylko Adidasy
Jestem panisko,
Niech sobie inni noszą
New Balance albo Najki
Ja noszę Adidasy.
Jestem el-de
kochanek
szpaner
forsą nadziany
wiedzą o mnie wszystkie panny.
Jestem wpisany jako el-de
ograniczony umysłowo.
choć wcale nie jestem,
a w każdym razie
nie przypuszczam.
Szkła specjalna
szkodzi mi na głowę
jak stara zielenina
gnijąca w plastykowych torebkach.
Mama nigdy
niczego nie wyrzuca.
Zabiję ją
zabiję ją
za tyle lat
tyle lat
przechromolone
w szkole
dla umysłowo ograniczonych
żeby ona mogła brać
z pomocy społecznej ekstra forsę
dla umysłowo ograniczonych.
Żeby mogła dostać
trochę forsy
trochę skurwysyńskiej forsy.
Co za dziwka
co za dziwka
powinienem ją zabić
cały czas
kiedy siedziałem z dzieciakami
co pod siebie srały,
marząc w
klasie pełnej tępych oczu
że pewnego dnia
przed moim wierszem
otworzą się
nieba bramy
& zobaczę swoje imię
wypisane
nad wejściem do sali
Apollo
złotymi literami
większymi
niż ma Run DMC,
Rapper G
Rapper O
Rapper JA
“Jazda!” krzyczę.
Mój chuj to parowóz,
który ma siostrzyczka łyka
jak hot doga.
Krzyczę „”Przecież mówię jazda!”
“Jest nas czterdziecha
czarna ściana grzechu.
Bóg naszych ojców
zstępuje i błogosławi nas
i mówię dzięki ci Jezu.
A teraz to naprawdę
przyświrujemy
Skaczę po bruku
jak tost z tostera
gorący chrupki i kruchy
lecę
lecę
park to zielone
pole bitwy
dusza zgubiona
szuka porucznika Calleya
Jima Jonesa
kogokolwiek kto nakieruje
ten wytrysk nasienia
bijący prosto w niebo.
żołnierze biegnący
w rytm.
“Człowieku!
mów mi czarnuch
czarnuch
czarnuch.
Wiem
kim jestem”
Ma dusza pada
na kolana &
wyje do księżyca
wschodzącego w pełni.
“Poszukajmy jakiejś joggerki!”
krzyczę w zmrok
patrząc jak
biodra klasy średniej
pompują koło mnie,
całe oddziały dziwek
co zasługują na śmierć
bo myślą, że lepsze są
niż ja.
Nie jesteś lepsza od
nikogo kurwo.
Kamień prosi rękę
by go objęła.
Mówi mi “No, stary”
T. W. Bulterier, J. D. & ja
chwytamy kurwę
paskudną białą kurwę z wielkim nosem
która jest piękna bo jest biała
piękna bo chuda
piękna bo musi umrzeć
i jej tatulo będzie płakać
Kurwa!
i spuszczam jej kamień
na głowę
płaski i głuchy dźwięk
jak wtedy kiedy zgniotłem
głowę kociakowi.
Prawdziwa czerwona krew
chuj mi staje
Rozrywam jej stanik
i macam jej cudne różowe cycki
jak u Brooke Shields
jak u kurew z Playboya
Kurwa! Spuściłem się w spodnie!
Spuszczam kamień
ma rytm ten dżwięk
hip hop nie kończy się
aż zobaczysz ty
to co widzę ja
każdego dnia
ścianę krwi
ścianę krwi
rzuca się
jak świna w błocie.
Nigdy nie widziałem świni
ani krowy
tylko w telewizji.
Jej sutki są twarde
jak truskawki
w ustach mam smak
DDT.
Puszczam bąka.
Yosef przywala jej
rurą w twarz.
Chuj mi już
oklapł.
Spuszczam kamień
i na zawsze ścieram
wygląd z jej twarzy
brzydka kurwa
brzydka kurwa
podnoszę się
krew mam na rękach
w dżinsach mam spust
niebo jest czarne
drzewa zielone
i jest mi dobrze, dziecino
bo sobie
przyświrowałem!
Franz Wright
ROK PIERWSZY
Wciąż stałem
na północnym rogu.
Zimowe chmury w księżycowej poświacie koloru rozpaczy wilków.
Dowód,
na Twoje istnienie? Nie ma nic
oprócz.
SAMO-ŁYSANKA
Pomyśl, że owca
swój sweter przędzie
a twoje życie
wciąż się polepsza.
Pomyśl o kocie
co śpi w gałęziach
i o tym płocie
coś z niego zleciał.
Pomyśl, że wróbel
w garści ci ćwierka.
Psalm miej w pamięci
dwudziesty pierwszy.
Różowy rumak
mknie na południe –
Wspomnij na muchę
i zamknij buzię.
Jeśliś spragniony
wychyl swój kubek.
Ptaki śpiewają
aż się nie zbudzą.